wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział pierwszy. "Mawiają, że zanim rozpoczniesz wojnę, lepiej wiedz, o co walczysz."


- Wstawaj siostrzyczko! - Clary usłyszała te słowa dokładnie w tym momencie, gdy popchnął ją, żeby spadła z łóżka. 

Dziewczyna podniosła się z podłogi, strzepując z siebie niewidzialne pyłki kurzu i spoglądając na niego spod łba. 
Sebastian wziął ją w objęcia, szepcząc ironicznie do ucha "wszystkiego najgorszego". Uwolniła się z jego uścisku i walnęła go w ramię, zauważając, że z jego rąk coś wypadło. Schyliła się, żeby zabrać rzecz z podłogi. Rozerwała ozdobny papier i zerknęła na okładkę książki.

- "Tysiąc sposobów, żeby zabić Podziemnego?" Serio? - Miała ochotę się roześmiać, ale pozwoliła sobie tylko na uśmiech. 

- Valentine powiedział, że pozwala ci dziś po treningach wyjść tam, gdzie chcesz - odparł, nie zważając na jej poprzednie pytanie. 

- Wszędzie? - otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. Nigdy nie była w świecie Przyziemnych, nigdy nie wychodziła z domu, nigdy nie spotkała żadnego rówieśnika.

- Nie musisz się tak cieszyć. Możesz wyjść tam, gdzie chcesz, ale tylko ze mną - dokończył zdanie. Clary zrzedła mina.

- Zawsze mnie kontrolujesz - westchnęła. - Chodźmy na śniadanie. 

Jadalnia wyglądała jak zwykle; kremowe ściany, szklany stół, wokół niego znajdowało się kilka krzeseł. Na ścianach były napisane różne motywatory. Wyszli na taras, gdzie gosposia Lou przygotowywała śniadanie. 
Przed Clary jak zwykle stały musli bananowo-czekoladowe w jogurcie. Sebastian pił kawę, przyglądając się siostrze.

- Co się tak gapisz? – zapytała z pełnymi ustami.

- Bo lubię – wzruszył ramionami, ale odwrócił wzrok.
Z kuchni dobiegł ich hałas.

- Co to ma znaczyć?! Widzisz ten pyłek kurzu, który ominęłaś?! Nie za to daję ci żyć! – Clary wiedziała, że i tak nie usłyszy odpowiedzi, bo Lou nie miała języka.
Ojciec trzasnął drzwiami i podszedł do swoich dzieci.
W milczeniu wstała i ruszyła za Valentine’m. Gdy dotarli nad jezioro, Clary zaczęła się przygotowywać do pierwszego etapu codziennego treningu, czyli dwudziestu kółek wokół jeziora.
Kiedy wystartowała, ojciec pociągnął ją do tyłu za ramię.

- Odpuszczam ci dzisiejszy trening – to mówiąc, poklepał ją po ramieniu.
Wchodząc do pokoju Sebastiana, rzuciła się na łóżko, kładąc ręce za głowę. Brat podniósł wzrok znad książki.

- Ojciec cię zabije – rzucił obojętnie – powinnaś być na treningu.

Clary się zaśmiała.

~*~

- Jace! – krzyknęła Izzy. – Pójdziesz ze mną wieczorem do Pandemonium?

Nie usłyszała odpowiedzi.

- Jace! – rzuciła głośniej. – Tak czy nie? – szturchnęła go w ramię, żeby skupił się na niej, a nie na grze.

Kiwnął głową, nadal nie odrywając wzroku od ekranu.

- Alec, idziesz z nami? – wrzasnął przyjacielowi do ucha.

- Tak! – odkrzyknął. Isabelle przewróciła oczami i wyszła, trzaskając drzwiami.

- Czy ty z nią to tak na serio? – zatrzymał grę, spoglądając na blondyna.

- No chyba cię bździ – prychnął, a wyraz twarzy Aleka się zmienił. O ile wcześniej był spokojny, teraz  mogło się dostrzec irytację.

- Oszukujesz ją – To nie było pytanie.

- Nie wiem, co czuję – skończył temat, ponownie uruchamiając grę.

~*~

Izzy poszła na spotkanie z Simonem do parku. Simon był jej najlepszym przyjacielem od czasu przemiany w Chodzącego za Dnia.
Gdy znalazła się na miejscu, usiadła na ławce w cieniu wielkiego dębu. Denerwowały ją małe dzieci, które bujały się na huśtawkach, zjeżdżały na zjeżdżalniach i kręciły się na karuzelach.

- Cześć – rzucił chłopak na przywitanie.

- Cześć – odparła.

Powiedziała mu o swoich problemach z Jace’m.

~*~

Gdy weszli do Pandemonium, Isabelle próbowała wyciągnąć Jace’a na parkiet. Zbył ją kilkoma słowami, siadając obok Aleka przy barze. Znudzona dziewczyna usiadła obok niego, zamawiając jabłkowe martini. Po godzinie obok niej znajdowała się całkiem pokaźna ilość pustych szklanek. 

- Idziesz tańczyć? – kiedy ponownie zwróciła się do Jace’a, jej oddech pachniał alkoholem. Chłopak pokręcił przecząco głową, a rozzłoszona Izzy odeszła, szukając lepszego partnera do tańca.

~*~

Clary spojrzała na budynek, do którego zaprowadził ją Sebastian. Był nieduży, ale wokół niego tłoczyło się wielu ludzi. Była zdziwiona, zafascynowana i przerażona jednocześnie. Każdy człowiek był inny, miał własną osobowość, własny styl i sposób bycia. Chciała znaleźć się w tym tłumie, móc poznać jak najwięcej osób; być może już nigdy nie znajdzie się wśród tylu Przyziemnych.
Kiedy weszli do klubu Pandemonium, podeszła do nich wysoka dziewczyna o ciemnych włosach. Chwyciła Sebastiana za rękę i próbowała wyciągnąć go w stronę parkietu. Clary zdziwiła się, kiedy jej brat zgodził się na namowy dziewczyny.
Niepewnie ruszyła w stronę baru, próbując ominąć pijanych nastolatków. Usiadła na jednym z wysokich krzeseł barowych. Człowiek za ladą podszedł do niej.

- Coś podać? – zapytał, próbując przekrzyczeć hałas. Zmarszczyła brwi, patrząc na barmana.

- Poproszę colę – odpowiedziała, nie patrząc na niego. Po chwili wrócił z szklanką napoju. Uśmiechnęła się, bardziej do siebie niż do niego.

- Ej, Ruda – jakiś blondyn o złocistych oczach wrzasnął jej do ucha – coś się stało?

- Żadna Ruda – warknęła. – Clary, jeśli już.

- Ej, Clary, coś ci się stało? – przewrócił oczami, poprawiając się.

- Nie – zaprzeczyła, kręcąc głową.

- To podaj mi orzeszki – dziewczyna zmroziła go wzrokiem, ale on uniósł kąciki ust ku górze – Żartowałem, tak?

- Fajnie. To twój chłopak? – wskazała głową w ciemnych włosach, siedzącego obok nich.

- Tak – potwierdził. Wzdrygnęła się. – No żartowałem! To mój par… przyjaciel – poprawił się szybko. Clary pomyślała, że chciał powiedzieć „partner”.
Gdy chciała odpowiedzieć, wpadła na nich grupka tańczących ludzi. Z kieszeni czarnej, skórzanej kurtki chłopaka wypadł przedmiot, który dziewczyna rozpoznała. 
Stela.

- Co to jest? – spytała, próbując nie wpaść w panikę. Ojciec mówił, że nie ma na świecie wielu Nocnych Łowców, a tych, których przeżyli wojnę, poznała.

Nie przypominała sobie chłopaka o tlenionych blond włosach i złocistych oczach.

- Długopis – skłamał, chowając przedmiot z powrotem do kieszeni.

Nie miała czasu na głębsze zastanowienie się nad tym, bo w tej samej chwili podszedł do nich Sebastian z dziewczyną, która zaprosiła go do tańca.
Chłopak, którego Clary wzięła za partnera blondyna, chwycił dziewczynę za nadgarstek i odciągnął na bok.

- Mogłabyś nie przystawiać się do pierwszego lepszego napotkanego chłopaka? – wrzasnął do siostry.

- Mógłbyś nie przystawiać się do pierwszej lepszej napotkanej dziewczyny? – odburknęła.

Wziął ją za rękę i pociągnął ku wyjściu.

- Musimy załatwić dzisiaj jeszcze jedną rzecz – poinformował ją.

- Jaką? – zapytała, chociaż nie była pewna, czy chce znać odpowiedź.

- Potrzebna nam krew wampira – mówiąc „nam” miał oczywiście na myśli ojca. 
Clary nauczyła się nie kwestionować tego, o co prosi ją ojciec i brat, dlatego bez sprzeciwu poszła za nim. 

- Gdzie znajdziemy wampira? 

Skinął głową w kierunku opuszczonego budynku z napisem "Hotel Dumont". Kiedy podeszli bliżej zauważyła, że ktoś zamalował literę N, zastępując ją R. Hotel śmierci. 
Mieli szczęście, ponieważ po kilku minutach przez drzwi wyszedł wampir. Sebastian podał jej seraficki nóż. Wyszeptała imię anioła i nałożyła kaptur na głowę. Poczuła, jak brat rysuje jej na ręce runy bezdźwięczności i precyzji. Zbliżyła się bezszelestnie do Podziemnego, ciesząc się, że wreszcie może wykorzystać kilkanaście lat treningów. Wbiła ostrze w plecy ofiary, przebijając jego serce. 
Sebastian wyjął nóż z martwego ciała wampira, wyciągnął probówkę z kieszeni, przyłożył ostrze do szkła i czekał, aż krew spłynie do naczynia. 
Zza rogu wybiegł ten sam blondyn o złocistych oczach, którego widziała w Pandemonium. Za nim pojawili się ten sam chłopak, który siedział obok blondyna. Clary wtedy wzięła ich za parę, ale szybko zmieniła zdanie. 
Trzymał pod ramię dziewczynę, która tańczyła z jej bratem. Wyglądała na pijaną, ale kiedy zobaczyła zabitego wampira, podbiegła do niego.
- Simon! – krzyknęła, klękając obok niego.
W rękach przyjaciół dziewczyny nagle znalazły się dwa ostre, anielskie miecze. Sebastian złapał Clary za rękę i pociągnął ją z daleka od nieżyjącego. Pobiegli w kierunku Bramy, którą otworzył dla nich Magnus, czarownik, z którym zadaje się jej ojciec.
Znajdowali się kilka kroków od przejścia, kiedy poczuła, że ktoś łapie ją za nadgarstek i zsuwa z jej głowy kaptur. Obrócił ją twarzą do siebie.
Był to blondyn, który otworzył usta ze zdziwienia, kiedy ją zobaczył.
- To ty.
- Clary – poprawiła go.
- Jace.
Gapili się chwilę na siebie, gdy podszedł Sebastian.
- To ty! – powtórzył się.
- Sebastian – poprawił go.
- A ja Jace, tak – machnął ręką. – Wiem, kim jesteś. Sebastian Morgernstern. Wiem, kim jest twój ojciec i co planuje. Możesz zostawić Rudą w spokoju?
- Ta Ruda to moja siostra – prychnął.
Jace otępiał. Spojrzał na Clary, która odwróciła wzrok. Pociągnęła brata w kierunku Bramy i wskoczyli w nią.

~*~

Eh, to witamy was na nowym blogu, tak? ^^
Cóż. Oczywiście jest to ff, na podstawie Darów Anioła. 
Ale to będzie zupełnie inna historia, chyba jeszcze nikt na taką nie wpadł ;z
I co jeszcze można dodać? ;x
Podoba mi się ten rozdział, Adzie chyba też, więc jest okay, bo to rzadkość, że nasze prace się nam podobają xD 

4 komentarze:

  1. Mi też ten rozdział się podoba! Genialny! Orzeszki najlepsze, Ola geniuszu <3
    Oby tak dalej dziewczyny, czekam niesamowicie na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Łał! Rozdział boski! Najbardziej mi się podobała ta sytuacja, kiedy Sebastian, Clary i Jace ze sobą rozmawiali. Super opisane. Rozdział bardzo mi się podoba i piszcie tak dalej ;3
    Weny :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezłe opowiadanie, ale dlaczego jesteś w spisie opowiadań Dramione z tym blogiem?
    Wchodząc byłam pewna, że to Potterowski (pomimo szablonu) bo znalazłam cię w Stowarzyszeniu DHL...
    Croy http://black-redstart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze prowadzone dialogi, dzięki nim czytany tekst jest żywy i wciąga odbiorcę!

    OdpowiedzUsuń