piątek, 28 listopada 2014

Rozdział czwarty. "Don't let me go, hold me in your beating heart." Część I

W tym rozdziale pojawi się crossover - rodzaj kontynuacji, w której scalają się wątki przedstawione w dwóch różnych filmach/książkach/komiksach, gdzie występują bohaterowie dwóch różnych filmów/książek/komiksów. 

CZĘŚĆ PIERWSZA



Leżąc na łóżku i bawiąc się złotym wisiorkiem od Jace’a Clary wspominała wczorajszy dzień. Wszystko było w porządku, dopóki nie pojawił się Magnus i nie nakrzyczał na dziewczynę. Następnie całą drogę się do niej nie odzywał, uważając, że zachowała się niezwykle nieodpowiedzialnie.
Kończąc swój poranny trening, Clary usiadła na werandzie, wzięła do ręki swoją ulubioną książkę i delektując się melisą, która działa na nią zaskakująco dobrze, zaczęła ją czytać. Chwilę później została zmuszona do przerwy w czytaniu, gdyż dosiadł się do niej jej starszy brat, Sebastian.
- Clary.
- Sebastian – naśladowała jego ton głosu, nie odrywając wzroku od książki. – Czego chcesz?
- Musisz coś dla mnie zrobić.
- Czyżby? – prychnęła i zaszczyciła go swoim spojrzeniem sponad książki. – A co ty takiego w ostatnim czasie zrobiłeś dla mnie? A, już pamiętam. Odpowiedź brzmi: nie.
Sebastian zacisnął pięści i zerwał się z fotela, wymachując dłońmi. Clary patrzyła na niego z zaciekawieniem. Kiedy już się uspokoił, oparł się o biały filar.
- Może melisy? – zaproponowała Clary, podnosząc filiżankę do góry. Blondyn obdarzył ją wściekłym spojrzeniem i jednym machnięciem wytrącił jej szklankę z dłoni, która rozbiła się, uderzając o podłogę.
- Jak widać nawet ona ci teraz nie pomoże – Clary wstała, zwinnie omijając stolik do kawy i uklękła przy szkle. – W czym mam niby pomóc? – Dziewczyna zaczęła zbierać odłamki filiżanki, a w tym czasie Sebastian zaczął tłumaczyć jej swój pomysł.
- Wkradniesz się do Instytutu Nowojorskiego. W bibliotece znajdują się dwa pierścienie faerie. Osoby, które je noszą mogą się komunikować za pomocą myśli. Przydatna rzecz.
- I twoim zdaniem jak mam to zrobić? – dziewczynie nie podobał się ten pomysł, przecież nie była żadnym włamywaczem.
- Dzisiaj wieczorem. Młodzi Lightwood’owie są w Alicante, w szkole. A ich rodzice mają spotkanie Rady, Instytut będzie pusty. To twoja jedyna szansa.
Rudowłosa poczuła kolejne ukłucie w sercu. Nie wiedziała nic o żadnej szkole, która znajduje się w Alicante. Może to szkoła dla młodych Nocnych Łowców, gdzie uczą wszelkich taktyk jak zabijać Podziemnych? Wtedy byłaby prawdopodobnie jednym z najlepszych uczniów. Pod tym względem wiedziała, że nie ma lepszego trenera od jej ojca. Ale może to taka w szkoła, w której znajdują się także takie przedmioty jak chemia, fizyka, historia i różne języki? Całe życie uczyła się w domu, więc nie wiedziała jakie to uczucie chodzić do szkoły, czy przejmować się niezapowiedzianym testem z matematyki, która była jej ulubionym przedmiotem. Matematyka jest logiczna, a jak się ją umie to jest przyjemna. Drugim jej ulubionym przedmiotem były języki, uwielbiała się ich uczyć. Niestety nie miała do tego aż takich predyspozycji jak Sebastian, ale i tak bardzo jej się podobały, szczególnie hiszpański i francuski.
- Cholera! – pisnęła, wstając i uginając się z bólu. Zacisnęła lewą dłoń w prawej.
- Podaj mi rękę – Sebastian wyciągnął z kieszeni Stele.
- Nie dotykaj mnie! Sama sobie poradzę! – odsunęła się od brata i weszła do domu. – Lou, pomożesz mi? – służąca kiwnęła głową i znikła za rogiem. Clary usiadła na czerwonej kanapie. Chwilę później Lou przybiegła z apteczką. Delikatnie wzięła rękę dziewczyny i pesetą wyciągała z niej kawałki szkła, przemyła ranę wodą utlenioną i zawinęła bandażem.
- Dziękuję. – Wyszeptała dziewczyna, wstając z sofy. Uśmiechnęła się do służącej, która odwzajemniła gest.
- Czemu nie pozwoliłaś narysować sobie Runy? – zapytał Sebastian, pojawiając się znikąd.

- Nie twoja sprawa. Zrobię to. Będziesz miał te swoje głupie pierścionki, ale nie zapominaj, że będziesz mi coś dłużny. Dopiero jak poznam całą prawdę, to je dostaniesz.

~*~

Isabelle z westchnieniem oparła się o ścianę w korytarzu Akademii.
Miała szczerą nadzieję, że jej brat nie wpadnie na nią w czasie zajęć. Nie miała ochoty z nim rozmawiać, czego on najwyraźniej nie rozumiał. Jej przerwa pomiędzy zajęciami właśnie się kończyła, była w połowie drogi do sali treningowej.
- Słuchaj uważnie, Alexandrze, bo powiem ci to tylko raz – przykleiła do twarzy sztuczny uśmiech i odwróciła się do brata. – Nie obchodzi mnie, co masz mi ciekawego do powiedzenia o Jasie. Zrozumiesz kiedyś, że nie obchodzi mnie, co myślisz o naszym związku?
- Ale… - urwał, nie wiedząc zbytnio, co odpowiedzieć. – Dobrze.
- Świetnie – uśmiechnęła się tryumfalnie – widziałeś gdzieś może Aline? Nie było jej dzisiaj na lekcjach, ale mamy razem tylko dwie pierwsze, może później się pojawiła.
Alec wyglądał na zmieszanego. Podrapał się po głowie, zastanawiając się nad odpowiedzią, od której wybawił go Jace. Blondyn objął Izzy w pasie i zerknął z ukosa na swojego parabatai.
- A może ty widziałeś Aline? – zaryzykowała dziewczyna, zwracając się do Jace’a.
Chłopak najpierw rzucił szybkie spojrzenie Alekowi, ale zaraz potem przeniósł je na grupkę rozchichotanych dziewczyn, których Isabelle nienawidziła. Puste, głupie lalki, które nie mają nic w głowach. Rozległ się dzwonek.
- Tak, widziałem ją, kiedy szła do Gard – musnął wargami jej policzek – leć na lekcje.
Tak też zrobiła. Kiedy weszła do szatni, usłyszała podniecone głosy dziewczyn. Plotka głosiła, jakoby w szkole pojawił się nowy chłopak („No co ty, Iz, jak mogłaś o nim nie słyszeć!” „Teraz już nie chodzisz z najprzystojniejszym facetem w szkole!”) Zignorowała szyderczy ton koleżanek z klasy, zmieniając swoje ubrania na strój treningowy.
Zaplotła włosy w prosty warkocz i wybiegła do sali, jednocześnie zaczynając się rozgrzewać. Po pięciu minutach przed drzwi wszedł nauczyciel, a w jego towarzystwie jakiś chłopak. Po piskach ze strony damskiej części publiczności domyśliła się, że o niego rozchodziła się cała ta afera.
Isabelle była zdecydowanie bardziej zainteresowana wykonaniem równych stu brzuszków niż prezentacją chłopaka, ale z tego, co udało jej się usłyszeć i wywnioskować po wyglądzie, jest to Mark Blackthorn, brat Helen Blackthorn, dziewczyny Aline Penhallow.
Izzy postanowiła przysłuchać się rozmowie dwóch dziewczyn, aby trochę zapoznać się z tematem.
- A wiesz – powiedziała niska brunetka do swojej koleżanki – słyszałam, że pojawił się tu, żeby odwiedzić Helen, bo jest przybita po stracie Aline.
Stracie? Coś tu nie grało.
- Tak, biedna Helen, na pewno jest przybita jej śmiercią…
Alec i Jace coś wiedzieli. Musi się tylko dowiedzieć, co.

~*~

Stefan Salvatore, 173 letni wampir, przemierzał zatłoczone uliczki Nowego Jorku w poszukiwaniu swojej najlepszej przyjaciółki – Caroline Forbes, która dokonała jednego z najgorszych, jego zdaniem, możliwych wyborów, a mianowicie zbratała się z wrogiem. Wampir ma krótkie brązowe włosy i zielone oczy. Jest wysoki, szczupły i przede wszystkim przystojny. Jednak każdy ma jakąś wadę, wampir często sprawia wrażenie poważnego, albo smutnego.
Wchodząc do Central Parku, Stefan poczuł wibracje na swoim prawym udzie. Wyciągnął telefon i spojrzał na jego ekran – numer nieznany.
- Halo? – Zapytał schrypniętym głosem, z powodu głodu, który zaczął odczuwać.
- A gdzie ty, do cholery, jesteś?! – wrzasnęła mu do ucha dziewczyna, z którą spędził wczorajszą noc.
- Skąd masz mój numer, Isabelle? – rozejrzał się dookoła i oparł o bramkę do wejścia na plac zabaw. Było już dość wcześnie, dlatego w parku roiło się od dzieci wraz z matkami. Stefan czuł ich słodką woń bezsilności. Chciał zatopić w nich swoje kły, ale jego silna wola zabraniała mu tego. Nie mógł, nie chciał stać się Rozpruwaczem, nigdy więcej. Ale nigdy nie mówi się nigdy.
- Jak spałeś to sobie wzięłam. Ale czy to ważne?! Ważne jest to, że wyszedłeś wcześnie rano. Zostawiłeś mnie samą w mieszkaniu! – w jej głosie wyraźnie było słychać pretensje. Stefan zaczął się zastanawiać czy jest normalna.
- Isabelle. To była jedna noc. Ty potrzebowałaś pocieszenia po swoim martwym chłopaku. Ja potrzebowałem chwili odprężenia. Jeżeli myślałaś, że będzie z tego coś więcej, to przykro mi. To była jedna noc. I więcej nie będzie…
- Jesteś dupkiem! – krzyknęła mu do słuchawki. Mimo obraźliwych słów, które właśnie padały na jego temat, wampir uśmiechnął się. Ostatnim razem te słowa wypłynęły z ust jego przyjaciółki, Caroline. Wiedział, że spieprzył sprawę. Dlatego chciał ją odzyskać. Była dla niego kimś więcej niż znajomą. A teraz ona nie chce go znać, na jego własne życzenie.
- Trzymaj się, Izzy. Cześć.
Rozłączył się, wspominając wczorajszą noc. Musiał przyznać, że Isabelle była przepiękną dziewczyną. Ale nie była dla niego. Zbyt niezależna, samowystarczalna i zbyt dziwna. Prosiła Stefana, żeby pożywiał się na niej, a następnie rysowała Iratze. Ta noc przypomniała Stefanowi, że jest cholernie głodny i musi znaleźć jakąś przekąskę.

- Tak, tak, wiem. Sebastian, dam sobie radę! – krzyknęła do telefonu, po czym się rozłączyła i wepchnęła go do kieszeni.
Z dnia na dzień jej starszy brat denerwował ją coraz bardziej. Pierw prosi ją o „małą” przysługę, a następnie krzyczy na nią, że nie poradzi sobie i wszystko tłumaczy milionowy raz. To skoro wie lepiej, czemu sam tego nie zrobi? Ach, tak. Bo mu się nie chce. Clary wiedziała jedno, nie pomoże mu więcej.
Rudowłosa stanęła naprzeciwko Instytutu, który zrobił na niej wielkie wrażenie. Zupełnie nie spodziewała się tak wielkiej budowli, jaką zastała. Nagle ogarnęła ją fala wątpliwości. Czy dobrze robi? Wiedziała, że źle. Ale nie obawiała się tego, obawiała się tego, kogo może tam spotkać. Jace’a. Jednocześnie nie chciała go widzieć, ale zarazem łudziła się, że zaraz go spotka. Nie wiedziała, co się z nią dzieje.
Westchnęła.
Weszła.
Biblioteka była kolistym pomieszczeniem. Wzdłuż ścian ciągnęły się pułki pełne książek, tak wysokie, że między niektórymi pułkami stały drabiny na kółkach. Podłoga z wypolerowanego drewna była zdobiona kawałkami szkła, marmuru i półszlachetnymi kamieniami. Na środku pomieszczenia stało ogromne dębowe biurko. Za którym znajdowały się gabloty, których Clary właśnie poszukiwała.
Dwa zwykłe pierścienie niczym specjalnym się niewyróżniające.

Clary weszła w głąb jednej z ciemniejszych uliczek Nowego Jorku, żeby mieć możliwość otworzenia Bramy przed wścibskimi spojrzeniami Przyziemnych. Wyciągając z kieszeni Stele, zahaczyła dłonią o ozdobny sztuczny kryształek przy kieszeniach spodni tak, że cały bandaż się rozpruł i z rany znów zaczęła płynąć krew.
- Cholera – przeklęła pod nosem, upuszczając Stele.
Uklękła, szukając przedmiotu. Dotykając w ciemności wszystkiego, co znajdowało się na ziemi Clary nie wyczuła nic przypominającego Steli, jedynie natrafiła na coś gumowego, miała jednak nadzieje, że nie był to zdechły szczur, dlatego wmówiła sobie, że była to zwykła gumowa kaczucha. Wstając z ziemi, dziewczyna przypomniała sobie, że w kurtce ma kamień Nocnych Łowców. Rozpaliła go i w tym samym momencie została rzucona na ścianę, kamień upał tuż pod jej nogi rozświetlając twarz napastnika. Jego oczy były zielone, a usta rozwarte ukazujące rząd białych zębów z dwoma kłami. Wampir. Jeszcze raz przeklęła w myślach, jak ona mogła go nie wyczuć?! Oczywiście nie wzięła ze sobą żadnych Serfickich Ostrzy ani kołków, to miała być prosta i krótka akcja.
- Nie krzycz i nie wyrywaj się. Zaraz zapomnisz o tym, co się stało – wampirów mówił z siłą perswazji, ale Clary jako Nocny Łowca nauczona była brać werbenę.
- Jestem na werbenie, idioto – prychnęła wywijając jego rękę do tyłu, uwalniając się przy tym. Wiedziała, że nie ucieknie, była szybka, ale nie na tyle, żeby prześcignąć wampira. Jedyne co mogło ją teraz uratować to kawałek drewna. Rozejrzała się dookoła i jedyne, co udało jej się dostrzec to kawałek metalowego pręta, podniosła go i wbiła w brzuch chłopaka, który próbował zrobić z niej przekąskę. Syknął z bólu i upadł na kolana. Clary przypatrywała się, jak wampir wyciąga pręt ze swojego brzucha.
- Odrażający widok – skomentowała Clary, podnosząc kolejny mniejszy pręt.
- Miałem cię nie zabijać, ale jednak to zrobię – wysapał, podnosząc się na nogi.
- Powodzenia – uśmiechnęła się, przerzucając pręt z ręki do ręki.
Szatyn ponownie przystąpił do ataku, ale tym razem w błyskawicznej prędkości złapał pręt i odrzucił go za siebie. Uśmiechnął się ironiczne i przyszpilił dziewczynę do ściany, wbijając w jej tętnice swoje kły.
Zdziwiła się, ponieważ to było nawet przyjemne doznanie, początkowo przebijanie skóry bolało, ale potem poczuła odrętwienie, robiła się śpiąca i… w tym momencie znowu była wolna. Przetarła oczy dłonią i zauważyła blondyna walczącego z wampirem. Kucnęła i włożyła głowę w kolana, żeby krew napłynęła jej do mózgu, kątem oka zauważyła swoją Stele leżącą w rogu. Pobiegła po nią i przy okazji podniosła z ziemi ten sam pręt, który wcześniej był w wampirze. Odwróciła się i wbiła go znowu w plecy chłopaka, który po raz kolejny upadł na kolana. Blondyn wziął drugi pręt i nadział go od drugiej strony. Krwiopijca syknął z bólu i upadł na plecy. Dziewczyna obeszła leżącego Podziemnego dookoła i stanęła obok Jace’a. Złote oczy Nocnego Łowcy ani razu nie zerknęły na Clary, przez co czuła się troszeczkę zawiedziona.
- Jak się nazywasz? – Sykną ze złością.
- Salvatore – odparł, plując krwią. – Stefan Salvatore.
- Bardzo dobrze się składa. Odpowiadając na twoje drugie pytanie, tak, zamierzam cię zabić. Jakieś ostatnie słowa przed twoją egzekucją? - Jace złapał go za koszulę i podciągnął do góry na kolana.
- Do ciebie? Żadnych. I tak prędzej czy później wrócę. Druga strona się rozpada, żadna śmierć nie jest pewna, więc śmiało. Zrób to. Och i pozdrów swoją przyjaciółkę, Isabelle, tak?
- Skąd ją znasz?! – warknął Jace.
- Powiedzmy, że spędziliśmy razem miłą noc. Ma twoje zdjęcie na biurku, wiesz? Opowiadała mi o tobie, jak ją traktujesz, jakby była powietrzem, a w końcu jesteście ze sobą, prawda? 
- Koniec – warkną i wbił Stefanowi rękę w pierś, wyciągając serce. Wampir upadł na ziemię, marszcząc się.
- Clary - zaczął Jace. – Jak się czujesz? Wszystko okay? – Jego złote oczy w końcu złączyły się z zielonym spojrzeniem dziewczyny.
- Świetnie! – warknęła, zaciskając w ręce Stele.
- Nie ma za co – prychnął.
- Sama sobie dobrze radziłam! Nie potrzebowałam pomocy. – Clary wzięła do ręki świecący kamień i zaczęła rysować Runy na ścianie.
- Jesteś dokładnie tak jak każda inna kobieta…
- Bo ty się znasz, racja.
- Clary, to nie…
W tym momencie rozbłysnęło niebieskie światło, na które Jace stanął w bezruchu. Przecież to niemożliwe. Nocny Łowca nie otwieram samodzielnie Bram, prawda? Prawda. A stojąca przed nim dziewczyna właśnie to zrobiła. Clary spojrzała jeszcze raz na niego i bez słowa wskoczyła. Jace przez sekundę stał w otępieniu, a w drugiej wskoczył za nią.

***
Przepraszamy, że tak późno! 
Rozdział został podzielony na dwie części, ponieważ, nie oszukujmy się, nie mamy czasu na pisanie, bo szkoła, oraz dlatego, że ostatnio trudno jest nam usiąść i cokolwiek napisać, nasza wena chyba się wypaliła oraz dlatego, że ten rozdział wyszedłby bardzo długi. 
Co mogę jeszcze dodać? Chciałyśmy dodawać rozdziały równo co dwa tygodnie, ale jak widzicie, nie najlepiej nam to wychodzi. Ale wiedzcie, że prędzej czy później pojawi się nowy. Mamy nadzieję dodać drugą część jeszcze przed świętami, ale nie obiecujemy, bo zbliża się zakończenie semestru, nie wiem jak u was, ale moja szkoła ma bardzo wcześnie, ugh.
Możecie być zaskoczeni tym rozdziałem, ponieważ pojawiają się bohaterowie z TVD, ale to była chwila. Obie nie miałyśmy pomysłu na kolejny rozdział, a Ada ostatnio przyłączyła się do grona fanów Pamiętników Wampirów(w końcu ją przekonałam!), więc czemu nie? 
W drugiej części pojawiają się inni bohaterowie TVD, na razie nie zdradzamy jacy :)
Napiszcie, co myślicie o takich rozdziałach. Możliwe, że więcej tego nie będzie, a możliwe też, że spotkamy tutaj jeszcze kogoś innego, co wy na to? :)